środa, 2 marca 2016

3. Wojna, czyli jak dokopać różowej zołzie bez używania przemocy.

S H Ō R I


               Po kilku dniach do mojego życia wkradła się rutyna. Codziennie rano Sasuke budził mnie (ja zawsze na wpół przytomna wyłączałam budzik i szłam spać dalej, a potem tego nie pamiętałam), jedliśmy razem śniadanie, wymieniając kilka słów, po czym ubieraliśmy się w mundurki i wychodziliśmy do szkoły. Zakumplowałam się z większością dziewczyn w klasie, najbliżej trzymałam się jednak z Yuuki. Dziewczyna niemal nie odstępowała mnie na krok, paplając nieustannie o pierdołach. Przedstawiłam ją Kayako i Bijon, a Kurehara niemal od razu zapałała do niej sympatią. Miały w końcu wspólny temat. Bija zdegustowana wyrzuciła tylko ręce w powietrze, wołając „kolejna!”, kiedy Yuu zaczęła emocjonującą dyskusję z Kayą na temat anime.
               Na przerwach spotykałyśmy się także z resztą naszej starej paczki. Wtedy też łączyliśmy się w swoiste grupki. Kayako i Kiba gruchali sobie gdzieś w kąciku, śmiejąc się co chwila i kompletnie nie zwracając uwagi na mordercze spojrzenia Ino, która już od jakiegoś czasu próbowała usidlić Inuzukę, ale coś jej nie wychodziło. Ja najczęściej gawędziłam luźno i przekomarzałam się z Uchihą, oczywiście doprowadzając tym Sakurę do szału. Chcąc zrobić mi na przekór, lepiła się do Sasuke w bardzo otwarty sposób, co on ostentacyjnie olewał, czasami próbując odsunąć od siebie Haruno, lecz widząc, że to i tak nic nie daje, rezygnował i posyłał różowowłosej mrożące spojrzenia, lecz ta nic sobie z tego nie robiła. Okazało się, że Yuuki bardzo szybko znalazła wspólny język z Hinatą, przez co obie naprawdę dużo ze sobą gawędziły, chichocząc w uroczy sposób. Bijon wraz z Temari dokuczały na potęgę biednemu Naruto, a ten, nie mogąc znieść więcej nieprzychylnych uwag, z jękiem rozpaczy rzucał się albo na mnie (co spotykało się z iście przerażającym spojrzeniem Uchihy), albo na Hinatę, która prawie że mdlała od tak nagłej bliskości ukochanego. Bo w końcu Hyuuga od dziecka kochała tego blond-cymbała i wiedzieli o tym wszyscy, tylko nie on. To trzeba mieć naprawdę talent.
                    — Sasuke-kun — zagruchała Sakura, a mnie (i adresata tej wypowiedzi) przeszły niemiłe dreszcze. — Mieliśmy dobrać się w pary na projekt z historii. Chciałbyś być ze mną?
               Zawiesiłam wzrok na twarzy bruneta, będąc ciekawa jego reakcji. Najpierw zamrugał, jakby słowa Haruno w pełni do niego nie dotarły, a potem zmierzył ją na wpół kpiącym, a na wpół chłodnym wzrokiem. Wyglądał, jakby propozycja Sakury go rozbawiła, i to w tym złym sensie. Nie powiem, żebym jakoś szczególnie jej współczuła. Sama skazuje się na takie traktowanie swoim kretyńskim zachowaniem.
                     — Sorry, Sakura, ale mam już parę. — odparł lodowatym tonem, nawet na nią nie patrząc.
               Z gardła dziewczyny wyrwał się przeszywający, denerwujący jęk zawodu, a ja poczułam, że naprawdę zaraz wywalę ją w kosmos. Jak mnie wkurzają tacy ludzie...
                    — A z kim? — dopytywała się, nie dając za wygraną.
                    — To akurat nie twoja sprawa. — prychnął, wyszarpując ramię z uścisku różowej.
               Byłam niemal pewna, że Uchiha tak naprawdę nie ma pary, tylko powiedział tak, żeby zbyć tę upierdliwą siksę. Moje kondolencje, Sasek, moje kondolencje... Nie mogłam się powstrzymać i posłałam Sakurze pogardliwe spojrzenie. Odpowiedziała mi podobnym, a na mnie nie zrobiło to żadnego wrażenia.
               Po szkole wszyscy rozchodzili się za bramą w swoje strony. Ja, Sasuke i Temari szliśmy tą samą drogą, dlatego najczęściej wracaliśmy razem, choć we wtorki, czwartki i weekendy Uchiha miał treningi. Zawsze jednak kiedy wracał z nami, on i No Sabaku dogryzali sobie, a ja tylko się przysłuchiwałam, chichocząc co chwilę.
               W domu każde z nas zaraz po przyjściu zamykało się u siebie. Zazwyczaj siedziałam tak do wieczora, wychodząc tylko, żeby coś zjeść lub iść do toalety. Sasuke czasami kręcił się po domu, czasami gdzieś wychodził, ale jakoś niezbyt mnie to interesowało.
               W sobotę jednak mój nowo ustalony tryb życia poszedł się ciąć. Pierwszy weekend w nowym mieszkaniu nie bardzo różnił się od reszty tygodnia. No dobra, spałam do dwunastej, ale to szczegół! Kiedy się obudziłam (chyba jeszcze bardziej zmęczona, niż jak kładłam się spać), półprzytomna wstałam, ubrałam się w jakieś leżące na krześle ciuchy i wyszłam z pokoju. Ziewając i przeciągając się, zaszłam do kuchni. Otworzyłam drzwi, w progu wpadając na Sasuke, który właśnie pomieszczenie opuszczał.
                    — Sorry — wymamrotałam, nadal nie kontaktując za bardzo z rzeczywistością.
               Wyminęłam niezdarnie współlokatora (przy okazji obijając się o ścianę), po czym zajrzałam do lodówki. Wyciągnęłam z niej wędlinę i masło, zabierając się tym samym do robienia kanapek. Nie zdawałam sobie sprawy, że znajduję się pod ciągłą obserwacją czarnych oczu.


~•★•~

S A S U K E


               Obserwowałem uważnie dziewczynę. Była jakaś nieswoja. Nieprzytomne spojrzenie jakby powierzchownie kontrolowało czynności ciała. Niemożliwe... dopiero wstała? Cóż, wszystko na to wskazywało. Założona na szybko, czarna koszulka, bawełniane szorty i bardziej, niż zwykle rozczochrane włosy. Wyglądała uroczo. Pokręciłem głową i skarciłem się w myślach. Koniec z tymi niedorzecznymi rozmyślaniami. Mimo wszystko nie potrafiłem oderwać wzroku od sylwetki Himemiyi. Nie, żeby porażała gracją, czy coś. Wręcz przeciwnie, była zadziwiająco niezdarna. Tak naprawdę sam nie wiedziałem, co w niej przyciągało mój wzrok. W końcu nie wyróżniała się niczym atrakcyjnym. Była ładna, ale żadna z niej piękność, a charakter miała raczej spokojny, bo chyba nigdy nie miałem okazji się z nią pokłócić. Oczywiście, uwielbialiśmy się sprzeczać, lecz żadne z nas nie brało tych dogryzanek na poważnie. 
               Zamrugałem, kiedy doszło do mnie, że od kilku sekund wpatruję się prosto w czekoladowe oczy szatynki. Ona również mi się przyglądała z właściwym, sobie łagodnym zainteresowaniem. Znałem to spojrzenie jeszcze sprzed dwóch lat. Zawsze obdarzała mnie nim, kiedy przez dłuższy czas na nią patrzyłem, albo nie potrafiła mnie zrozumieć.
                    — Coś nie tak? — spytała, siadając przy stole. 
               Z wahaniem odwróciłem w końcu wzrok i wyszłem z kuchni, nie racząc Shōri żadnym słowem wyjaśnienia. Czułem jednak jej zaciekawione spojrzenie na plecach.


~•★•~

S H Ō R I


               No tak. Typowy Uchiha. Najpierw się w ciebie wgapia, a potem daje dyla, jak wypłosz. Z westchnieniem ugryzłam kanapkę. Co by nie dolegało Sasuke, i tak mi o tym nie powie. Ba! Będzie się zapierał, że nie wie, o czym mówię i że mam jakieś urojenia. 
               Usłyszałam stłumioną piosenkę, którą ustawiłam sobie na dzwonek kilka miesięcy temu. Zerwałam się z krzesła, prawie je wywracając i popędziłam do swojego pokoju. Wpadłam do niego, po czym rzuciłam się na łóżko, wyjmując telefon spod poduszki. Dzwoniła mama. 
                    — Halo?
                    — Cześć, Sho! Wpadniesz do nas dzisiaj? — wypaliła mama na dzień dobry.
               Potrzebowałam chwili, żeby złączyć wątki.
                    — J-jasne. I tak muszę wziąć resztę swoich rzeczy... — wydukałam, nadal trochę oszołomiona. 
                    — To świetnie! Tata przyjedzie po ciebie o piętnastej, okej? 
                    — Okej... — Rozłączyła się.
               Moja mama lubiła załatwiać wszystko szybko. Tak było i tym razem. Westchnęłam ponownie tego dnia i padłam twarzą prosto w poduszkę. Będąc szczera z samą sobą, nie chciało mi się nigdzie dzisiaj jechać, nawet do rodzinnego domu. Najchętniej poszłabym dalej spać. 
                    — Jedziesz dzisiaj do domu? — Uniosłam się na rękach, żeby spojrzeć w czarne oczy Uchihy. 
               Stał na progu mojego pokoju, opierając się o futrynę, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Dlaczego on był przystojny nawet w wytartym dresie? Zamrugałam, jakby ten piękny obrazek miał mi zaraz zniknąć sprzed oczu (wciąż byłam półprzytomna).
                    — T-tak — Niech mi ktoś wyjaśni, dlaczego się jąkam...
               Nadal wgapiałam się w swojego współlokatora, jak sroka w gnat. Nawet nie chciałam myśleć, jak ta scena wyglądała z boku, bo zapewne schowałabym się pod biurkiem ze wstydu, ale ja po prostu nie potrafiłam odwrócić wzroku. Znaczy, pewnie bym mogła, gdyby Sasuke to zrobił, ale on także mi się przyglądał, uniemożliwiając mi tym samym ucieczkę.
                    — Hej... — On to prawie że wymruczał! Zaraz umrę, jak nic... — Ty coś ćpiesz, mała? — parsknął, a czar chwili prysł, jakby ktoś przebił mydlaną bańkę. 
                    — Ej! Ja nic nie ćpię! — oburzyłam się. — Poza tym, nie nazywaj mnie „mała”!
                    — Przecież jesteś mała, nie oszukujmy się. — Wyglądał, jakby ta sytuacja coraz bardziej go bawiła! A to szuja!
                    — Jestem niska, okej?! — zawołałam pretensjonalnym tonem. — A niskie dziewczyny są podobno najbardziej rozchwytywane. — Uśmiechnęłam się prowokacyjnie.
                    — Nie rób sobie nadziei! — prychnął, ale dałabym sobie głowę uciąć, że oczy mu ledwo zauważalnie pociemniały. Może i trwało to tylko sekundę, ale ja to widziałam! I nikt mi nie wmówi, że było inaczej!
               Wyszedł z mojego pokoju, jakby go coś goniło, a ja zachichotałam nieco kpiąco. Oto wielki Sasuke Uchiha zwiewa w popłochu, bo prawie by się zdradził, że się mu podobam. Ale ja o tym wiedziałam. Ha! Byłam tego pewna od dawna! To on oszukiwał samego siebie. Cóż, nie miałam zamiaru mu niczego ułatwiać. Sam musi dojrzeć do tego, by przyznać się przed samym sobą do własnych uczuć.
               Wróciłam do kuchni, żeby dokończyć swoje późne śniadanie.

~•★•~

S A S U K E

               Po zamknięciu w swoim pokoju, opadłem ciężko na łóżko. Mieszkanie pod jednym dachem z dawną miłością było trudne. Właśnie... to była dawna miłość! Dlaczego nadal mnie do niej ciągnie? Przecież to nie ma sensu. Tak jak zastanawianie się nad tym. Poczochrałem się po włosach. Jakie to jest wszystko upierdliwe...
               Do moich uszu dobiegł dźwięk esemesa. Wygrzebałem telefon z pościeli i odblokowałem ekran. Od Uzumakiego.

Od: Naruto
Treść:
No siema, Uchiha! Wiem, że uwielbiasz ludzi i że na stówę pójdziesz z nami na karaoke w tą niedzielę! Koniecznie zabierz Shōri-chan! :D Nie przyjmuję odmowy! 

               Prychnąłem i wrzuciłem telefon pod poduszkę. Nie ma bata, nigdzie nie idę. A przynajmniej taki był plan do czasu, aż do mojego pokoju wparowała Shōri. Wyglądała bardziej przytomnie, niż wcześniej i chyba wiedziałem, co ją tak ożywiło.
                    — Sasuke! Właśnie dostałam wiadomość od Naruto! — O nieeee! Ona też?! — Idziemy całą paczką na karaoke jutro! Też idziesz, prawda?
               Patrząc w jej roziskrzone oczy byłem bezsilny. Kiedy patrzyła na mnie tym wzrokiem i uśmiechała się tym uśmiechem... nie potrafiłem jej niczego odmówić. Jednocześnie odezwała się moja własna ciekawość, co do śpiewu szatynki. Odkąd pamiętałem wyła, jakby słoń jej na ucho nadepnął. To by mogło być ciekawe. Chociaż... z tego, co opowiadała Kaya, podobno chodziła na dodatkowe zajęcia do szkoły muzycznej i powoli uczyła się grać na pianinie. To też bym chciał zobaczyć.
                    — Może — bąknąłem, karcąc się zaraz za ten niepewny ton.
                    — Jak się namyślisz, to daj mi znać. — parsknęła, ale entuzjazm nadal od niej buchał.
               Mam przechlapane... Już się nie wywinę... Żeby tą cholerną Himemiyę szlag jasny trafił!


~•★•~

S H Ō R I


               Tata przyjechał kilka minut po piętnastej. Zapakowałam się do auta z walizką pod pachą. 
                    — Hej, Sho. Jak tam? — zagadnął wesoło tato.
                    — Dobrze, a tam? — odparłam zdawkowo, zapinając pas.
                    — Bez fajerwerków. No i? Jak ci się mieszka z Sasuke? — Czy ja w jego głosie dosłyszałam nutkę podejrzliwości?
                    — W sumie całkiem znośnie. W ciągu tygodnia rozmawiamy może dwa razy dziennie. — Zaśmiałam się, nieco wymuszenie, ale tata nic nie zauważył.
                   — Ma aż taki wielki dom?
                   — Nie o to chodzi. Po prostu każde z nas ma swoje zajęcia. — wyjaśniłam. Czas zmienić temat! — A jak tam w domu?
                   — Trochę pusto bez ciebie, ale przynajmniej ciszej. — zachichotał.
                   — Ale zabawne... — prychnęłam.
               Na podobnej rozmowie upłynęło nam pozostałe pół godziny drogi. Tata był jakiś dziwnie przygaszony, ale kiedy go o to zapytałam, powiedział, że jest po prostu zmęczony. Postanowiłam mu zaufać i nie wysuwać pochopnych wniosków. W domu mama przywitała mnie bardziej energicznie, niż się spodziewałam. Mianowicie, rzuciła się na mnie z krzykiem „Shoooooriiiiii”. Zjadłam obiad, gawędząc wesoło z rodzicami, opowiadając o nowej szkole i o tym, jak zmienili się moi przyjaciele z dzieciństwa. Potem poszłam do swojego starego pokoju, żeby spakować resztę rzeczy. O dziwo, wszystko zmieściło się do walizki. Zadowolona z tego faktu, powiedziałam mamie i tacie, że pójdę się przejść po znajomej okolicy. Wyszłam w podskokach z domu, zapinając swoją grafitową bluzę. Mimo że był początek wiosny, chłodny wiatr nadal mi doskwierał. Wtuliłam twarz w ciepły polar i ruszyłam w stronę osiedlowego parku.
               Usiadłam na ławce i zaczęłam przyglądać się różowym płatkom wiśni, które zasypywały całą długość chodnika. Uniosłam wzrok na drzewo, pod którym usiadłam. To także była wiśnia. Przy każdym silniejszym podmuchu wiatru traciła coraz więcej kwiatów. Westchnęłam cichutko. 
                    — Shira, ty cholerny kundlu, wracaj tu! — Aż mnie dreszcze przeszły na dźwięk tego głosu.
               Rozejrzałam się i zamarłam. Goniąc biało-szarego psa husky, chodnikiem biegła Sakura Haruno. Jej słodka buzia wykrzywiała się nienaturalnie, a szmaragdowe oczy skupiały na ściganym zwierzęciu. Wyglądała jak wściekła, różowa bestia, która chce tego psa zabić, a potem zjeść, niźli złapać. Ku mojemu zdumieniu (i przerażeniu) uświadomiłam sobie, że pies biegnie prosto na mnie. Zastygłam w bezruchu, nie bardzo wiedząc, jak zareagować. Kiedy już myślałam, że husky rzuci się w przód, zwalając z ławki mą skromną osobę, ten zatrzymał się tuż przede mną i przyjaźnie położył łeb na moich kolanach. Uśmiechnęłam się szeroko, głaszcząc futrzaka między uszami.
                    — Co jest? Uciekasz przed tą różową wiedźmą? — zachichotałam cicho, a pies z zaciekawieniem przechylił łeb.
              Wówczas podbiegła do mnie zziajana Sakura. Zgięła się w pół, opierając dłonie na kolanach i dyszała ciężko, jakby co najmniej przebiegła sprintem cały maraton. Twarz miała czerwoną, a włosy w nieładzie.
                    — Hej — zagadnęłam, nadal głaszcząc psa. — Chciałaś zamordować to biedne stworzenie, czy jak?
                    — Jesteś... jakaś... głupia? — wyzipała, posyłając mi gardzące spojrzenie. — Próbowałam... złapać tego durnego kundla, bo... nie jest mój... — Odetchnęła głębiej, uspokajając tym samym oddech. — A ty? Co tu robisz?
                    — Tak się składa, że mieszkam. — palnęłam, nie bardzo myśląc nad odpowiedzią. Pies całkowicie pochłonął moją uwagę.
                    — Pfff, wiedziałam, że nie jesteś dobrą partią, ale nie sądziłam, że mieszkasz na ławce w parku. — prychnęła i uśmiechnęła się zwycięsko, jakby powiedziała coś niezwykle zabawnego.
                    — Partią? A co ja jestem? Kartonik mleka w hurtowni? — zakpiłam, w końcu przenosząc spojrzenie ze zwierzęcia na rozmówczynię.
                    — Hm, myślę, że twoje IQ oscyluje gdzieś w okolicy takiego kartoniku mleka. — O żesz, pocisk rodem z gimnazjum... I ona jest o dwa lata starsza? Co jest z tym światem...
                    — Ciekawe rzeczy prawisz, waćpanno, ale ja już sobie pójdę. — westchnęłam, ostatni raz pogłaskałam psa i wstałam.
               Zaczęłam się oddalać, ale nie zaszłam zbyt daleko. Zatrzymał mnie krzyk Sakury.
                    — Hej, czekaj, ja jeszcze z tobą nie skończyłam! 
                    — Ach tak? W takim razie dokończ. — Odwróciłam się w jej stronę. 
               Zmierzyła mnie chłodnym wzrokiem, wyprostowała się i wypięła dumnie pierś. Oho, już wiem, jaki temat poruszy. To było tak proste do domyślenia się, jak zgadnięcie, kto z trzeciej klasy obleje sprawdzian. Oczywiście, że Naruto i Kiba! Przyjaźnij się z idiotami, mówili; będzie fajnie, mówili...
                    — Kim jesteś dla Sasuke-kuna? — DAM DAM DAAAAM! No i wyszło szydło z worka!  
                    — Tym, co widać. — parsknęłam, nie za bardzo chcąc zagłębiać Sakurę w moje relacje z Uchihą. — Przyjaciółką z dzieciństwa i współlokatorką. 
                    — Ta, jasne. — prychnęła, splatając ręce pod biustem. Nie, chwila... Jakim biustem... (Shōri-turbośmieszek xD dop.aut.) — Bardzo często jesteście razem, dużo z tobą rozmawia i wiecie o sobie chyba wszystko.
                    — Dziewczyno... czy ty znasz definicję słowa „przyjaciel”? — Jej idiotyzm mnie dobija...
                    — Tak! Ale z resztą naszej paczki nie gada tyle, co z tobą! — pisnęła, niemalże oskarżycielsko. 
                    — Przez „resztę naszej paczki” masz na myśli siebie, prawda? — Do przewidzenia. Sakura nie była zbyt skomplikowana. Można by nawet powiedzieć, że była prosta, jak konstrukcja cepa. I płaska, jak deska, hehe (co ja mam z tym dzisiaj? XD dop.aut.).
                    — N-nie! — Ha! Zdradziła się tym zająknięciem! 
                    — Ehe — mruknęłam, nieprzekonana. — Posłuchaj, Sasuke nie jest tylko twój. Niech sam wybierze z kim chce chodzić. 
               Haruno skrzywiła się, jakby przełknęła cytrynę. Czyżby zdawała sobie sprawę, że Sasuke tak naprawdę miał ją gdzieś? Daj Boże! 
                    — Dobra! — krzyknęła, szarpiąc za smycz, na którą zapięła psa. Biedne zwierzę... — Jeszcze zobaczymy, kogo wybierze Sasuke-kun! — I odeszła, ciągnąc bezlitośnie huskiego za sobą.
               Pokręciłam głową, stwierdzając, iż na głupotę Sakury nie ma rady i ruszyłam w drogę powrotną do domu.



~•★•~



               Gdy wróciłam do mieszkania, które dzieliłam z Uchihą, od razu padłam na łóżko w swoim pokoju. Mojego współlokatora nie było w domu, toteż mogłam sobie pozwolić na pełną swobodę. Zdjęłam spodnie, które przeszkadzały mi w wygodnym ułożeniu się i wpełzłam pod kołdrę. Jak mięciutko, jak cieplutko! Dlaczego nie mogę tak spędzać każdego dnia? 
               Leżałam tak sobie, przeglądając internety, aż napisała do mnie Bija. Stwierdziła, że do mnie wpadnie i nie mam nic do gadania. Aha, fajnie. W każdym razie, skoro to także mój dom, to nie muszę się chyba pytać Sasuke, czy ktoś może mnie odwiedzić, co nie? No i czekałam. W międzyczasie zdążyłam rozpakować walizkę, przebrać się w domowe ciuchy i zrobić sobie herbatę. Uchiha już przyszedł. Obserwował mnie, kiedy krzątałam się po kuchni, szukając mojego ulubionego kubka w misie. No tak. Bo po co mi pomóc? Można stać i się gapić. Ale czego ja wymagam... Potem poszłam do siebie, usiadłam przy biurku i upiłam łyk herbaty. Akurat w tym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Zakrztusiłam się cieczą. Zaczęłam kaszleć tak głośno i dotkliwe, że zwabiło to Uchihę. Natychmiast do mnie doskoczył i poklepał po plecach. 
                    — Tak, uduś się. — mruknął ironicznie, kiedy już się uspokoiłam. — Wybacz, ale nie mam w zwyczaju wynosić trupów w dywanie.
                   — Serio? Wyglądasz na takiego. — zachichotałam, normując powoli oddech. — Idę otworzyć. — dodałam, gdy dzwonek zadzwonił ponownie.
               Wyszłam z pokoju, odprowadzana uważnym spojrzeniem czarnych oczu. Otworzyłam drzwi wejściowe. Na progu stała Bijon, bawiąc się telefonem. Miała na sobie czarną koszulkę z logiem swojego ulubionego zespołu, ciemne dżinsy i grafitowe, wiązane buty za kostkę.
                    — Boże, kobieto, ile ty czasu otwierasz drzwi? — rzuciła opryskliwie na dzień dobry.
                    — Sorry, ale miałam sytuację krytyczną. — mruknęłam, kiedy blondynka zdejmowała buty.
                    — Czyli co?
                    — Jak usłyszała dzwonek do drzwi, z całej tej ekscytacji zakrztusiła się herbatą. — No oczywiście! Sasuke zawsze musi się wtrynić z tymi swoimi komentarzami! — Prawie się udusiła.
               Bija zachichotała, a ja doskonale wiedziałam, że nie mam nikogo po swojej stronie. Yuu, Kaya, gdzie jesteście, kiedy was potrzebuję?! Z westchnieniem wyminęłam tę dwójkę zmór mojego życia i weszłam do pokoju. Na ich docinki nie mogłam nic poradzić. To jak kula wystrzelona z pistoletu. Jak już cię trafi, to albo bardzo boli, albo zdychasz. Jejku, Shōri, jakież pasjonujące porównania... Zdecydowanie nie jest ze mną najlepiej...



~•★•~

S A S U K E

               Miałem do wyboru tonę pracy domowej, albo dwie małolaty, z których jedną najchętniej wyrzuciłbym przez okno. Bez zbędnych rozważań wybrałem zadania z matematyki. Usiadłem do biurka i nawet otworzyłem podręcznik, ale nagle moja komórka zaczęła cyklicznie wibrować. Zerknąłem na wyświetlacz. Dobijał się do mnie Uzumaki. On chyba nie miał swojego życia... Z małym ociąganiem odebrałem.
                    — Halo? — mruknąłem, otwierając zeszyt i biorąc mechaniczny ołówek w dłoń.
                    — Siema, Uchiha! — przywitał się Naruto, jak zwykle radosnym głosem. Skąd się to u niego brało? — Wiesz, mamy mały problem. — Oj, niedobrze. Skoro on mówi, że mamy problem, to mnie na pewno się to nie spodoba. 
                    — O co chodzi?
                    — Tak jakby stoję pod drzwiami do twojego domu. — Co... — I tak jakby zaraz się pojszczam w majty, więc mnie wpuść! 
               Potrzebowałem chwili, żeby odpowiednio zareagować.
                   — Nie — odparłem krótko, szybko i stanowczo.
                   — Co „nie”? — oburzył się Uzumaki.
                   — Nie wpuszczę cię do domu tylko po to, żebyś się wysikał. — prychnąłem.
                   — Ej no, weeeź! Przecież- 
               Nie usłyszałem dalszej części zdania, bo rozłączyłem się i zagłębiłem ponownie w treść matematycznego zadania. Po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi, lecz ostentacyjnie go zignorowałem. Niech się męczy, cymbał jeden. Zapomniałem jednak o dość ważnym szczególe, z istnienia którego zdałem sobie sprawę, kiedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi od sąsiedniego pokoju i ciche, szybkie kroki. No tak, przecież nie mieszkam już sam! Jak mogłem o tym zapomnieć?! 
               Wypadłem z pokoju, ale było już za późno. Dostrzegłem, jak Shōri odryglowuje drzwi wejściowe, a potem otwiera je na oścież. 
                    — Dzięki ci, Shōri-chan! — zawołał z ulgą Naruto i rzucił się na skonfundowaną dziewczynę. Ni z tego, ni z owego zakłuł mnie w serce jakiś dziwaczny rodzaj zdenerwowania, z którym nie miałem dotąd styczności. Natychmiast zacząłęm tłumić w sobie tą niechcianą emocję, ale nie potrafiłem jej wytępić do zera. Wciąż tliła się we mnie, jak niegasnący, maleńki knot świeczki. — Ten debil nie chciał mnie wpuścić, a ja zaraz popuszczę!
               Himemiya wreszcie zrozumiała, o co chodzi i wybuchła śmiechem. Zauważyłem, że w jej policzkach ukazały się dwa śliczne dołeczki. Mimowolnie zagapiłem się na twarz szatynki, zastygając w miejscu, jak posąg. Zaraz się jednak ocknąłem, gdy Shōri również przytuliła się do blondyna, kładąc mu ręce na plecach. Wcześniejsze zdenerwowanie powróciło ze zdwojoną siłą, a ja w końcu pojąłem, co to było. Zazdrość. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę ją odczuwam... Jak to się mogło stać? Nie, tak być nie może. 
               Odchrząknąłem znacząco, opierając się o ścianę ze skrzyżowanymi rękami. Oboje na mnie spojrzeli, ale reakcję obojgu były całkowicie różne. Naruto miał wymalowaną żądzę mordu w niebieskich oczach, a Shōri cicho zachichotała. Nie lubiłem, kiedy miała taką minę. Czułem się wtedy tak, jakby wiedziała więcej ode mnie i śmiała się z mojej niewiedzy. To strasznie irytujące.
                    — Zamorduję cię kiedyś, Uchiha... — zagroził Naruto i gdybym był kimś innym, a nie sobą to może bym się go przestraszył. 
                    — Jak masz szczać, to szczaj, Uzumaki. — warknąłem, a jemu chyba się przypomniało, że miał pełen pęcherz, bo odskoczył od szatynki i pognał do łazienki.
                    — Jak zwykle milusi. — westchnęła Himemiya i wyminęła mnie, wracając do swojego pokoju.
               Patrzyłem jeszcze przez chwilę na drzwi, za którymi zniknęła, a potem wróciłem do siebie, chcąc zrobić w końcu te durne zadania.


~•★•~

S H Ō R I

               Następnego dnia obudziło mnie... w sumie sama nawet nie wiem co. W każdym razie otworzyłam oczy i z jękiem przekręciłam się na drugi bok. Byłam zupełnie niewyspana. Po co ja oglądałam Gintamę do czwartej rano? Nakryłam głowę kołdrą, po czym wygrzebałam telefon spod poduszki. Zerknęłam na godzinę. Jedenasta pięćdziesiąt dwa. Mogłam więc spokojnie zasnąć z powrotem. Przytuliłam się do poduszki i zamknęłam przemęczone oczy, ale jak na złość, po kilku minutach leżenia, sen nadal nie chciał nadejść. Co za upierdliwy mózg... Ma w dupie, że ciało jest wciąż zmęczone. Zbuntuje się i nie uśpi myślenia. Bo to przecież logiczne.
               Wstałam ciężko z łóżka. O której miało być to karaoke? Hm... Nie wiem, ale Sasuke by mnie obudził, prawda? Prawda?! Nagły niepokój szarpnął moim biednym serduszkiem. Zamrugałam i ponownie wzięłam telefon do ręki. Weszłam w esemesy. Wyszukałam wiadomość od Naruto, z rosnącym napięciem. Kiedy przeczytałam zdanie „Spotykamy się wszyscy pod Wielką Wiśnią o 12:30” serce we mnie zamarło. Rzuciłam LG na pościel i wyszłam z pokoju niemal biegiem. Zajrzałam do pokoju naprzeciw... pusto. Poszłam do kuchni... też pusto. Łazienka? Puściutko. Sasuke mnie zostawił... Powoli doszło do mnie, że mam pół godziny na ogarnięcie się i dobiegnięcie do Wielkiej Wiśni (ogromnego drzewa przy tutejszej świątyni). Przeczesując co chwilę włosy w nieudolnej próbie uspokojenia nerwów, wyklinałam Uchihę w myślach, jednocześnie przeglądając szafę. Zabiję go. Po prostu zabiję, potnę na kawałeczki, wnętrzności rzucę ptakom na pożarcie, resztę spalę, a prochy zrzucę z jakiegoś urwiska. Tak się nie robi, do cholery!



~•★•~



               Pięć minut przed ustalonym czasem wypadłam z mieszkania i popędziłam pod Wielką Wiśnię. Biegłam sprintem, jakby zależało od tego moje życie. Cholerny Uchiha! Zapłaci mi jeszcze za to! Nie dam mu żyć! Z oddali zobaczyłam, że kilka osób jest już na miejscu, w tym mój zajerąbisty współlokator. Beztrosko gadulił sobie z Shikamaru, Naruto i Kibą. Z wyrazem oczu godnym płatnego zabójcy, ponownie zerwałam się do truchtu. Przyspieszałam z każdą sekundą. 
                    — UUUCHIIIHHAAAA! — krzyknęłam i w pełnym biegu rzuciłam się na Sasuke od tyłu. 
               Kompletnie zdezorientowany tym nagłym ciężarem, nie złapał odpowiednio równowagi i oboje runęliśmy na chodnik. Bogu dziękować, że jego obleśnie, chamskie cielsko zamortyzowało upadek! W każdym razie, siedziałam mu na plecach ze zwycięską miną. Zaraz jednak zostałam zrzucona na ziemię, obijając sobie boleśnie tyłek, bo moja żywa pufa szybko się podniosła.
                    — Co ty wyprawiasz, wariatko?! — naskoczył na mnie brunet, ale ja się tak łatwo nie dam! 
                    — Ty śmierdzący śmierdzielu! Nie obudziłeś mnie! — broniłam się, nadal siedząc na ziemi.
                    — Trzeba było sobie budzik ustawić! 
                    — No wiesz co! Liczyłam na ciebie!
                    — Nie jestem twoim cholernym budzikiem! A tak w ogóle, to nie zostawiaj bielizny na pralce! — Poczułam, że czerwienieję na twarzy.
                    — A ty nie zostawiaj wszędzie swoich brudnych skarpet! To ohydne!
               Kłóciliśmy się tak jeszcze moment, a pozostali przyglądali nam się w osłupieniu. Kątem oka dostrzegłam wcześniej już zauważonych Shikamaru, Naruto i Kibę. Poza nimi byli jeszcze Chouji, Sakura (która zabijała mnie wzrokiem), Ino, Temari, Kayako (oczywiście tuż obok Inuzuki), Yuuki i Hinata. Wszyscy gapili się na nas, jak krowa w pociąg, zupełnie skołowani.
                    — D-dobra, skoro są już wszyscy, to chyba możemy iść... — odezwał się niepewnie Naruto, jako pierwszy wybudzając się z szoku.
                Zgodnie przytaknęliśmy, a Sasuke łaskawie podał mi dłoń, pomagając wstać. Z ciężkim westchniem ją ujęłam. Z niego to jest jednak agent... 


~•★•~


               Kiedy weszliśmy do pomieszczenia, które miało nam dzisiaj służyć, dziewczyny (tak, dziewczyny! Nie chłopcy!) rzuciły się od razu na kanapę, która okalała spory, drewniany stolik. Zamówiliśmy jakieś przekąski i picie, atmosfera była całkiem swojska. Jak zwykle zebraliśmy się w małe grupki, gadając o wszystkim i o niczym. Ja, Kaya, Temari i Yuuki zgadywałyśmy, jakie piosenki chcemy zaśpiewać, mówiąc tylko jeden, wybrany wers. Wykazałam się zajebistością, kiedy Kayako powiedziała „This heart is so cold”, a ja od razu wiedziałam, że to Don't Eda Sheerana. Większy problem miałyśmy z kawałkiem Yuu. Zdradziła tylko „Your heart is unreliable”. W końcu, po dość długich i opornych rozważaniach, wpadłam na odpowiedź.
                    — Czy to Carly Rae Jaspen - This Kiss? — strzeliłam.
                    — Tak! — Yuuki energicznie pokiwała głową. — Już myślałam, że nigdy nie zgadniecie!
                    — To teraz ja! — niemal zapiszczałam, a dziewczyny pokiwały głowami, z pobłażliwymi uśmiechami. — Hm... — Zastanowiłam się chwilę. — She gives you everything but, boy, I couldn't give it to you.
               Sayagara zamrugała i wytężyła mózg, jakby próbowała sobie coś intensywnie przypomnieć. Kaya wyglądała podobnie. Temari w ogóle nie brała udziału w zabawie i pisała z kimś na Facebooku.
                    — Ariana Grande - One Last Time. — powiedział cichy głosik.
               To Hinata! Dotąd siedziała w milczeniu, tylko słuchając, ale teraz się odezwała! I odpowiedziała poprawnie!
                    — Dobrze! — pochwaliłam ją z wielkim uśmiechem. — Teraz twoja kolej!
                    — M-moja? — zmieszała się. — Dobrze, więc... — Zastanowiła się moment. — Itsumo warau keredo boku wa shinken dayo.
               Wszystkie nie miałyśmy pojęcia, co to mogła być za piosenka. Wers nic nam nie mówił. Niespodziewanie odezwała się Temari, nie odlepiając wzroku od wyświetlacza telefonu.
                    — Nana Mizuki - Astrogation.* — Wlepiłyśmy w nią zdziwione spojrzenia.
                    — Doskonale, Temari-san. — potwierdziła Hyuuga, uśmiechając się delikatnie. — Skąd wiedziałaś? To raczej mało znana piosenka.
                    — Czasami ją nucisz, kiedy myślisz, że nikt cię nie słyszy. Z ciekawości wrzuciłam w wyszukiwarkę fragment tekstu i znalazłam to. — wyjaśniła blondynka z prostotą. Hinata poczerwieniała po same uszy.
                    — A-aha... — wydukała, patrząc gdzieś w dół. Biedna...
               Po kwadransie w końcu wzięliśmy się za realizację pierwotnego celu tego wyjścia. Na pierwszy ogień poszedł oczywiście Naruto wraz z Kibą. Obaj wyli, jakby im kto rodzinę zabił, śpiewając powolne „I Love You” Avril Lavigne. Nie posiadałam się ze śmiechu, kiedy przechodzili do refrenu i wrzeszczeli „YOOOOU'RE SOOO BEEEEAAAAUUUTIIIFUUUL”. Przy takim występie nie dało się być poważnym. Wszyscy praktycznie tarzali się ze śmiechu, wraz z samymi „wokalistami”. Następnie odważnie wystąpiła Yuu. Zaśpiewała „This Kiss” wysokim, zadziwiająco czystym głosem, czym wywołała burzę oklasków z naszej strony. Zachęcona Kaya poszła jako kolejna. Zadziwiło mnie, że spamiętała taką ilość tekstu. W końcu „Don't” miało strasznie długie zwrotki. Byłam pod sporym wrażeniem. Ku zdumieniu zebranych, po Kayako na podest weszła Hinata. Ręcę jej się trzęsły, ale zaśpiewała przepięknie. Miała niespotykaną barwę głosu, która mnie (i pewnie nie tylko mnie) urzekła. A co mi tam! Mogę pójść teraz!


~•★•~

S A S U K E


               Shōri weszła na podest i zaczęła wyszukiwać podkład, a gdy go znalazła, bez wachania kliknęła „start”. Udało mi się dostrzec, jak głęboko odetchnęła. Choć nie dawałem po sobie tego poznać, pękałem z ciekawości. Pierwsze nuty popłynęły. A potem popłynął jej głos.

I was a liar
I gave into the fire
I know I should've fought it
At least I'm being honest

Feel like a failure
'Cause I know that I failed you
I should've done you better
'Cause you don't want a liar


               Z uglą stwierdziłem, że po jej dawnym żężeniu nic już nie zostało. Śpiewała czysto, nieco szeptliwie, ale do tej piosenki świetnie pasował ten mały akcencik.


And I know, and I know, and I know

She gives you everything but, boy, I couldn't give it to you

And I know, and I know, and I know

That you got everything

But I got nothing here without you


               Zauważyłem, że powoli i nieśmiało, do tego małego koncertu dołącza się Kayako. Zaraz po niej Yuuki. Obie cicho nuciły, robiąc za pseudo-chórki.

So one last time
I need to be the one who takes you home
One more time
I promise after that, I'll let you go
Baby, I don't care if you got her in your heart
All I really care is you wake up in my arms
One last time
I need to be the one who takes you home

               Wszyscy przy refrenie zawyli wraz z Himemiyą. Ona sama uśmiechała się, kołysząc delikatnie w rytm muzyki.

I don't deserve it
I know I don't deserve it
But stay with me a minute
I swear I'll make it worth it

Can't you forgive me?
At least just temporarily
I know that this is my fault
I should've been more careful

               Reszta ucichła podczas drugiej zwrotki i Shōri ponownie sama śpiewała, ale byłem pewien, że przy kolejnym refrenie znów się dołączą.


And I know, and I know, and I know

She gives you everything but, boy, I couldn't give it to you
And I know, and I know, and I know
That you got everything
But I got nothing here without you

               Refren nadchodzi! O Boże, Uzumaki już się szykuje... To ja się lepiej odsunę, bo jak mi toto wrzaśnie do ucha, to żegnaj słuchu.

So one last time

I need to be the one who takes you home
One more time
I promise after that, I'll let you go
Baby, I don't care if you got her in your heart
All I really care is you wake up in my arms
One last time
I need to be the one who takes you home


               Zgodnie z moimi przewidywaniami, wszyscy zaśpiewali refren, lecz dalej szatynka znów śpiewała sama, już do samego końca.


I know I should've fought it
At least I'm being honest
But stay with me a minute
I swear I'll make it worth it
'Cause I don't wanna be without you

So one last time
I need to be the one who takes you home
One more time
I promise after that, I'll let you go
Baby, I don't care if you got her in your heart
All I really care is you wake up in my arms
One last time
I need to be the one who takes you home

One last time
I need to be the one who takes you home

               Po pomieszczeniu, niczym grzmot błyskawicy, przetoczyła się burza oklasków. Zdyszana Shōri zeskoczyła z podestu i padła na kanapę pomiędzy mną, a Sakurą (Bogu dzięki!). Różowowłosą tak to oburzyło, że wstała gwałtownie, chwyciła za mikrofon, leżący na stole i weszła na podest dumnym krokiem. Jej mina wręcz krzyczała „Ja też tak umiem!”. Szczerze wątpię. Zaczęła szukać podkładu. 
                    — O nieee — Usłyszałem jęk Ino. 
                    — Co? — Chciała wiedzieć Himemiya.
                    — Jakby to... — zawahała się blondynka. — Sakura nie jest- 
               Przerwało jej okropne pianie, dobywające się z ust Haruno. Dopiero po kolejnych kilku wersach zrozumiałem, że ona śpiewa. A przynajmniej próbuje śpiewać, bo do śpiewu temu czemuś było daleko. Kompletnie nie potrafiła wczuć się w muzykę i ogólnie „Call Me Meybe” w jej wykonaniu nadawało się doskonale, jako narzędzie tortur. Można dostać raka uszu...
                    — Sakura nie jest dobrą wokalistką! — przekrzyczała przyjaciółkę Yamanaka. 
                    — No co ty nie powiesz? — rzuciłem pogardliwie w odpowiedzi. Shōri zachichotała.


~•★•~

S H Ō R I


               Po iście powalającym występie Sakury (dosłownie! Spadłam z kanapy ze śmiechu!) nikt już nie kwapił się do śpiewania. Zaczęliśmy więc rozmawiać. Oparłam się wygodnie, zajadając się chipsami.
                    — Yuu, muszę iść jutro do szkoły? — zapytałam, kładąc czoło na podciągnięte pod brodę kolana.
                    — Możesz iść do psychiatry! — parsknęła, a ja wybuchłam śmiechem.
                    — Jakie to suche! — wydukałam pomiędzy salwami śmiechu.
                    — Wiem! — Wyglądała na dumną z siebie.
               Jezusku, z kim ja się zadaję? No tak, pokręcona ja, pokręceni znajomi! 
               Po godzinie wszyscy zaczęli się zbierać. Całą gromadką wyszliśmy z budynku, a potem rozeszliśmy się w swoje strony. Wraz z Sasuke, po dotarciu do domu, zdjęliśmy buty i ruszyliśmy do swoich pokoi. Kiedy już miałam zamykać drzwi, usłyszałam ciche mruknięcie:
                    — Ładnie zaśpiewałaś... — A potem trzaśnięcie drzwi. 
               Czy mi się to aby nie przesłyszało? Bo jeśli nie, to Sasuke właśnie mnie skomplementował. No co się dzieje z tym światem, doprawdy...


~•★•~


*Nana Mizuki to w anime „Naruto” i „Naruto Shippuuden” seiyuu Hinaty Hyuugi.

Witajcie, koteczki!
Tak strasznie długo pisałam ten rozdział! ;_; 
Ale w końcu jest i to się liczy!
Następny nie wiem, kiedy xD Obserwujcie procenty!
Z dedykacją dla Hinaty, która tyle czekała na ten rozdział! <3

Pozdrowionka!
Shōri




Obserwatorzy